niedziela, 1 stycznia 2012

O pewnym rytuale

Od wielu już lat uczestniczę w tym samym rytuale. Nie wyobrażam sobie, że może być inaczej. Nowy Rok tradycyjnie przywitałem koncertem z Wiednia. Odklaskałem Marsz Radeckiego, wypiłem szampana i stworzyłem listę celów na rok 2012. Złożyłem sobie zobowiązania i zamierzam je wszystkie dotrzymać. W tym roku obejrzałem za namową znajomego z Ukrainy kultowy w Rosji film Eldara Riazanowa z połowy lat 70-tych. To Ironia losu z Barbarą Brylską. Niezwykła opowieść o uczuciu, które przeradza się w ciągu jednej nocy z obojętności i niechęci w miłość. Noc Sylwestrowa zaczyna się od pomyłki. Bohater zamiast trafić do swojego mieszkania w Moskwie, trafia pod ten sam adres, ale... w Leningradzie. No i historia zaczyna nabierać nieoczekiwanych zwrotów zmierzając do przewidywalnego szczęśliwego końca. Dwoje dojrzałych ludzi, którym wydaje, że są szczęśliwi w swoich dotychczasowych związkach odkrywają, że tak naprawdę uciekają przed prawdziwym uczuciem. Odnajdują miłość, a widz wiarę, że życie mimo kłopotów, trudności i życiowych zawirowań, jest piękne i prawdziwy cud jest możliwy. Wystarczy uwierzyć w ludzi. Dodatkową wartością jest muzyka. Obejrzę ten film ponownie za rok. To jedno z moich tegorocznych postanowień.