sobota, 27 lutego 2010

O zwątpieniu

Mam chwile zwątpienia, rezygnacji i wątpliwości, czy słusznie porywam się na stworzenie czegoś zupełnie nowego w polskiej edukacji. Zastanawiam się, czy jestem w stanie zmienić dotychczasowe stereotypowe myślenie o szkole. Przeraża mnie, kiedy słyszę odpowiedź pani minister na zarzut świeżo upieczonej maturzystki, że szkoła nadal przypomina skansen, w którym nie przygotowuje się do wyzwań współczesnego świata. Pani minister swoją reakcją utwierdza w środowisku oświatowym przekonanie, że szkoła to nic innego, jak miejsce przygotowywania uczniów do zdawania egzaminów. Nie uwierzyłbym, gdybym nie usłyszał z jej ust następującej odpowiedzi: „o co tyle hałasu, przecież dostała się Pani na studia, czyżby szkoła nie przygotowała Pani do dalszego etapu kształcenia?”. Nie sądzę, aby to był główny cel edukacji. To nie może być jedyny powód uczęszczania do dzisiejszej szkoły. Kiedy ponad dziesięć lat temu zgłosił się do mnie jeden z dyrektorów warszawskiej szkoły z prośbą o pomoc i program naprawczy, odpowiedziałem, że nie interesuje mnie poprawianie, ale stworzenie czegoś zupełnie nowego. W ten sposób powstała pierwsza (naprawdę, pierwsza w Polsce!) szkoła online. Wówczas pojawiły się pierwsze elektroniczne banki, sklepy, księgarnie. Pomyślałem sobie, że czas na stworzenie e-szkoły. Udało się! Do szkoły zapisywali się nie tylko Polacy, ale osoby, z Wielkiej Brytanii, Włoch, Niemiec, choć tworzyłem szkołę z myślą o mieszkańcach Ursynowa. Budowa podstaw dla gospodarki rynkowej sprawiły, że czas pracy dla wielu był coraz bardziej nieprzewidywalny, elastyczny. Należało więc pomóc tym, którzy z tego powodu nie mogli regularnie uczęszczać na zajęcia. Warto więc było zaproponować naukę w dowolnie wybranym przez uczniów czasie, miejscu. I tak powstała pierwsza w Polsce szkoła on-line, która z zainteresowaniem obserwowana była przez media i ówczesne ministerstwo. Dziś kiedy nachodzi mnie zwątpienie, potrzebuję przywoływać sobie momenty, które dowodzą, że coś co jest niemożliwe może stać się realne. Wówczas sięgam do swoich zasobów. Szukam siły, która pozwoli mi uwierzyć w sens tego co robię, do czego dążę. Czytam zapis czata, w którym uczestniczyłem na portalu Wirtualnej Polski. Czytam artykuły w Gazecie Wyborczej, które opisywały projekt szkoły online. Pomaga, bo zaczynam na nowo angażować się w tworzenie kolejnego unikatowego projektu. Choć jak pokazują doświadczenia, nie jest to zupełnie nowe podejście. Tym różni się mój projekt od dotychczasowych, że dotychczasowe dotyczą tylko zajęć dodatkowych, są uzupełnieniem dla obowiązującej dydaktyki, są skierowane do wybranych uczniów i nauczycieli. Mój jest podejściem systemowym realizowanym w szkole jako podstawowa jej oferta. Sam tego jednak nie zrobię. Potrzebuję wsparcia nauczycieli, rodziców i środowiska. Od tego zależeć będzie sukces projektu szkoły Collegium Futurum. Nie mogę narzekać na brak pomocy. Wiele osób podzielając moją wizję chętnie angażuje się w projekt. Iwona Majewska – Opiełka, Bartosz Kramek, Maciej Winiarek, czy Józef Gill – prezes Samodzielnego Koła Terenowego STO. To dzięki ich wsparciu, pomocy znajduję w sobie siłę w budowaniu Collegium Futurum.

niedziela, 14 lutego 2010

O niepotrzebnym gadulstwie

Wiem, że jestem gadułą. Nie widziałem w tym specjalnie jakiegoś problemu. Dopiero w rozmowie z moją znajomą uzmysłowiłem sobie, jak ważne w budowaniu zaufania jest zachowanie w tym wstrzemięźliwości. Lubię mówić i nie zawsze służy to dobrym relacjom i współpracy. Opowiadam o swoich planach, zdradzam moje pomysły, opowiadam o firmach i ludziach, z którymi współpracuję. Nie mam złych intencji. To raczej brak świadomości, że można nie tylko zaszkodzić sprawie, ale skrzywdzić innych ludzi. Przekonałem się, że taka pozorna otwartość nie pomaga w biznesach. Tracimy w takich sytuacjach w oczach innych. Trudno ufać osobom, które nie potrafią wstrzymać się od zbędnych informacji, komentarzy, opinii i oceny. Dlaczego w sytuacji, kiedy opowiadamy innym o sprawach, ludziach, pomysłach, mają oni mieć pewność, że i o ich pomysłach, znajomych nie będziemy mówić innym? Jeżeli robimy to w ich obecności, to duże prawdopodobieństwo, że również z innymi będziemy o tym rozmawiać. Czy jesteśmy dyskretni, czy jesteśmy osobami, którym można powierzyć tajemnicę? Czy mamy pewność, że zwierzając się ze swoich problemów, nie staną się one publiczną informacją. Tę pewność będą mieć inni tylko wtedy, kiedy sami doświadczą tego w relacji z nami. To ważne!

Ostatnio usłyszałem od prezesa współpracującej ze mną firmy, że swoim klientom mówi to, co chcieliby usłyszeć, choć sam w to nie wierzy. Natychmiast zacząłem się zastanawiać, czy wobec mnie nie postępuje podobnie. Mówi mi to, czego rzeczywiście się spodziewam i chciałbym usłyszeć, ale niekoniecznie musi to być prawdą. Jego wiarygodność została nadszarpnięta. Jestem obecnie bardziej ostrożny. Oczywistym staje się więc, aby w każdej sytuacji być zgodnym z własnym sumieniem, z własnymi myślami i czynami. Nie można ludziom wysyłać sprzecznych komunikatów. Dlatego też potrzebuję kontrolować swoje niepohamowane gadulstwo i dbać o spójność wewnętrzną. To o niej powiada Covey, że jest podstawą budowania osobistej wiarygodności i zaufania w relacjach z innymi. Dużo i interesująco o spójności wewnętrznej pisze i mówi na swoich zajęciach Iwona Majewska-Opiełka.

środa, 10 lutego 2010

O dotrzymywaniu obietnic

Dostałem dziś porządną lekcję, można to nazwać nauczką. Wolę jednak mówić o lekcji, bo jej istotą powinno być nauczenie się czegoś potrzebnego. Ta dzisiejsza było kosztowna i widocznie warta tej ceny. Im więcej możemy się nauczyć z danej nam sytuacji, tym większą ma to wartość. Okazuje się, że najtrudniej jest zmienić przede wszystkim siebie. Odtwarzamy latami te same wzorce. Funkcjonujemy według tych samych modeli, powtarzamy te same zachowania, które od dawna okazują się nieskuteczne. Jeżeli robimy cały czas to samo, to trudno spodziewać się innych rezultatów niż doświadczanych dotychczas. Jeżeli powtarzamy te same, stare nawyki, to nie możemy oczekiwać innych efektów. Winimy za naszą sytuację innych ludzi, skarżymy się na świat i nieprzychylny los. Ale to przecież nasze decyzje. Najprościej jest zmieniać rzeczywistość zaczynając od siebie. Kiedy się zmieniamy, inaczej postrzegają nas ludzie, inaczej reagujemy, inaczej działamy. Zdarza się, że inni nie akceptują naszych nowych zachować i odchodzą od nas. Spotykamy na swojej drodze kolejnych ludzi. To naturalne.

W dzisiejszym świecie zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym, najważniejszym jest przede wszystkim zbudowanie zaufania. To, czy ludzie będą nam ufali zależy przede wszystkim od nas. Jeżeli chcemy, aby inni nam wierzyli, bądźmy godnymi zaufania, bądźmy wiarygodni, stawajmy się osobami, na których można polegać. Ostatnio zdarzyło się kilka sytuacji, które spowodowały, że mogłem stracić zaufanie nie tylko osób, które ze mną współpracują, ale też przyszłych współpracowników. Najtrudniejsze to dotrzymywanie obietnic, ale najważniejsza jest świadomość, że to my podejmujemy w tej sprawie decyzje. Możemy to zrobić i jednocześnie zacząć się zmieniać. To przecież nasz wybór. Zależy to tylko od nas, od naszego systemu wartości. Tak więc zaczynamy od spełniania obietnic samym sobie. Nie jest to łatwe. Ile bowiem razy obiecywaliśmy sobie, że zaczniemy codziennie ćwiczyć, zdrowo się odżywiać, uczyć się języków. Ile to razy obiecujemy, że zatelefonujemy, zrobimy, przyjdziemy, napiszemy... Często kończy się tylko na deklaracjach. Jeżeli jednak udaje nam się dotrzymać danych sobie obietnic, to budujemy własne poczucie wartości, wzrasta nasza wewnętrzna siła. Tym łatwiej też przyjdzie nam spełnianie obietnic danych innym. Najgorszym w tym wszystkim jest brak świadomości, że niedotrzymywanie obietnic krzywdzi nie tylko nas, ale przede wszystkim innych. Dużo mniejszą sprawimy przykrość, kiedy odmówimy na początku, niż kiedy złożymy obietnicę i jej nie wypełnimy.

Ponad miesiąc temu dostałem zaproszenie na interesującą konferencję. Bez zastanowienia przyjąłem je i sprawiłem kilku osobom przyjemność dając nadzieję na przyjazd. Jednak z banalnego powodu nie pojechałem. Sprawiłem przykrość nie tylko sobie, ale tym, którzy oczekiwali na mój przyjazd, którzy mnie o to prosili, których zapewniałem, że pojadę. Dziś po takiej sytuacji moje poczucie wartości na tym straciło, kilka osób może powiedzieć, że nigdy nie wiadomo, czy również w przyszłości nie rozmyślę się, czy nie wycofam w ostatniej chwili. Zastanowią się, czy warto mnie zapraszać. W rozmowie z moja przyjaciółką uzmysłowiłem sobie, jakim wielkim jestem egoistą. Myślę o sobie, a nie o tym, że swoimi nieodpowiedzialnymi obietnicami mogę sprawić ból innym. Czego boimy się, kiedy komuś odmówimy? Odrzucenia, braku akceptacji, straty? Czy nie jest jednak prostsze, kiedy na tym etapie zawiedziemy, niż później, kiedy daliśmy już obietnicę, której nie spełnimy? Kto na tym traci najbardziej, czy myślimy o tym, co będą czuli inni, kiedy nie dotrzymamy danego im słowa, czy warto ryzykować brak zaufania? To ono jest podstawą dobrej współpracy, sukcesów, udanych relacji i związków. Tylko przyjaciele są wstanie mówić nam prawdę, która niekoniecznie jest tym, co chcielibyśmy usłyszeć. Przekonałem się, że prawdziwy przyjaciel mówi nam niekoniecznie to, co chcielibyśmy usłyszeć, ale to, co może nam pomóc. Nie mówi po to, aby nam sprawić przykrość, ale staje się dla nas prawdziwym lustrem. Moja przyjaciółka powiedziała mi, że nie chciałaby ze mną współpracować, bo nie ma pewności, czy po kilku miesiącach nie rozmyślę się, nie znajdę innego zajęcia i zmienią raptem zdania. Bolało, ale wiem, że jej intencją nie było sprawienie mi bólu, ale uzmysłowienie, jak funkcjonuję. Po prostu, chciała pomóc. I pomogła.

Dziś właśnie doświadczyłem sytuacji, która sprawiła, że postanowiłem coś w swoim postępowaniu zmienić. Doskwiera mi to już na tyle mocno, że potrzebuję naprawić wiele w moim życiu. Chcę zacząć świadomie przyjmować zobowiązania. Za radą mojej przyjaciółki zawieszę sobie na ścianie następujące zdanie i nauczę się go na pamięć:
„Proszę dać mi trochę czasu, potrzebuję się nad tym zastanowić. Chcę sprawdzić, czy jestem w stanie podjąć się tego zobowiązania”
.
A kiedy będę już pewien, to mogę śmiało odpowiedzieć:
„Przykro mi, muszę odmówić, nie chcę w przyszłości zawieść, nie znajdę czasu, aby to zrobić. Nie chcę obiecywać czegoś, czego nie będę mógł w przyszłości zrobić”
Zobaczymy, czy potrafię. W każdym razie próbuję zmienić się i liczę, że dotrzymam przynajmniej tej obietnicy.