czwartek, 3 czerwca 2010

O niespełnionej miłości

W lutym zamówiłem bilety na Traviatę w reżyserii Mariusza Trelińskiego. Były dopiero na maj. Czekałem i warto było. Choć nie wystąpiła Aleksandra Kurzak, to i tak się opłacało. Nie wiem, jak to się stało, że przegapiłem sprzedaż biletów na premierę. Staram się pilnować terminów. Tak więc czekałem kilka miesięcy i wreszcie mogłem nie tylko posłuchać jednej z moich ulubionych oper Verdiego, ale też zobaczyć jej inscenizację. Na każdą w wykonaniu Trelińskiego czekam z niecierpliwością. La Boheme, Don Giovanni, Madame Butterflay, Oniegin, Król Roger, Oniegin, Dama Pikowa, a ostatnio Borys Godunow i wreszcie La Traviata. Najbardziej zapamiętałem La Boheme, Króla Rogera z pięknymi chórami i teraz Traviatę. Zawsze czułem się na spektaklach Trelińskiego jak w kinie, miałem wrażenie, że oglądam szerokoformatowy film. W Traviacie utwierdził mnie reżyser w tym przekonaniu. Podziwiałem rozwiązanie przechodzenia scen i zmieniające się kadry jak na taśmie filmowej. Robiło wrażenie. Wprowadzało dodatkową dynamikę. Autorem scenografii jest niezastąpiony Boris Kudlicka. Stanowią z Trelińskim znakomity duet artystyczny.

Natomiast długo nie mogłem przekonać się do głosu Joanny Woś. Zachwycała swoją aktorską grą. Uwodziła, kusiła, przeżywała dramat rozstania i chorobę w sposób idealny. Ale w uszach miałem jeszcze cały czas głos w roli Violetty Anny Netrebko. Dlatego śpiew Joanny Woś wydawał mi się zbyt słaby. Jednak z czasem zacząłem ulegać jej lirycznej interpretacji, z każdą minutą czułem, że porywa mnie jej śpiew. Niestety, Pavlo Tolstoy w roli Alfreda nie przekonał mnie. Trudno! Spektakl udany, choć reżyser w drugim akcie pierwszą scenę przedstawił w klasycznej formie. Na scenie samotny Alfredo. Dodał mu tylko inne rekwizyty. Bohater grał w golfa. Inscenizacja, w której główne role grali Netrebko i Rolando Villazon pokazała prawdziwą miłość bohaterów. Reżyser tamtego przedstawienia zdecydował się na to, aby w scenie, w której bohater jest sam pokazać miłość bohaterów i pozwolił, by odbywała się w sypialni, w której kochankowie ze sobą flirtują i nawzajem się uwodzą. Uwiarygodnił więc ich szaloną miłość. Niemniej pozostaję pod ogromnym wrażeniem znakomitego widowiska i rozwiązań formalnych zaproponowanych przez Trelińskiego. Do tego znakomite kostiumy Gosi Baczyńskiej i Tomasza Ossolińskiego i świetna choreografia Tomasza Wygody. Czekam na kolejną premierę duetu Treliński – Kudlicka