niedziela, 31 stycznia 2010

Teatr Jednego Dnia

Do moim dotychczasowych ról doszła ostatnio nowa. Od kilku miesięcy jestem dyrektorem w społecznym gimnazjum i liceum. Obok prowadzenia miesięcznika Edukacja i Dialog, zajęć na wyższej uczelni, szkoleń oraz regularnego pisania artykułów, doszła nowa funkcja. Dla mnie bardzo ważna.
To tylko jedna ze sfer mojego funkcjonowania. Sfera zawodowa. Jest też przecież również życie prywatne i wpisane w nie kolejne role. Stephen Covey powiada, że nie można czuć się szczęśliwym i spełnionym, jeżeli nie zachowuje się równowagi pomiędzy życiem prywatnym i zawodowym, jeżeli zaniedbuje się role, które pełnimy w swoim życiu. Trudno bowiem czuć satysfakcję, czy spełnienie, kiedy w życiu zawodowym nie odnosimy sukcesów, kiedy sprawy wymykają się spod naszej kontroli. Podobnie wygląda sytuacja, kiedy w domu dzieją się rzeczy, które nie układają się po naszej myśli.
Wczoraj dowiedziałem się o interesującym projekcie Teatr Jednego Dnia. W manifeście czytam:
Gdziekolwiek jesteś, cokolwiek teraz robisz, chciałbym, żebyś uświadomił sobie, że grasz. Jesteś aktorem w teatrze codzienności. Stwarzasz swoje postaci: kobiety, mężczyzny, polityka, biskupa, premiera, szefa opozycji, świętej, nadąsanego, człowieka sukcesu, idealnej matki, autorytetu, Polaka katolika i ty sama najlepiej wiesz, kogo jeszcze.

Celem projektu jest przede wszystkim pokazanie, że świadomość roli pozwoli nam uświadomić sobie, że role te wybieramy. Bardzo często wybieramy te, które są oczekiwaniem społecznym. Nie zawsze są to świadome wybory. Dlatego też uświadomienie sobie wszystkich ról, które codziennie odgrywamy jest początkiem skutecznego działania. Czy role te są wynikiem naszych marzeń, celów, które odkryliśmy.
Autor projektu Artur Betlejewski powiada:
27 marca 2010 roku wszyscy zagramy siebie. Nie trzeba nic zmieniać w swoim zachowaniu. Wystarczy uświadomić sobie role, które gramy i podejść do zadania świadomie. Jakich rekwizytów używasz, jakie emploi tworzysz, jakie dialogi są właściwe? Jak łatwo przychodzi ci improwizować kogoś, kim nie jesteś? Jak trudno stać się kimś, kim chciałabyś być?
Projekt jest niezwykle interesujący, pozwala nie tylko na zdystansowanie się do samego siebie i odkryć to, co jest dla nas najważniejsze. Pozwala odpowiedzieć sobie na wątpliwości. Czy czujemy się w odgrywanej roli dobrze, czy dokonaliśmy świadomego wyboru? Czy to jest dla nas najlepszy scenariusz, czy to jedyny wybór? Zacząłem zastanawiać się, czy rola dyrektora, którą pełnię, jest tą, która jest dla mnie? Na czym ona polega? Co jest jej istotą? Czy dobrze ją gram i czy potrafię w przyszłości być jej dobrym odtwórcą? Czy angażuję się w stu procentach? Nie odpowiedziałem sobie na to pytanie wcześniej. Przyjąłem propozycję, bo mam plan stworzenia unikatowej szkoły. Takiej, która będzie początkiem zmian w oświacie. Dzięki temu stworzę model, która będzie odpowiadał współczesnym czasom, który będzie pozytywną odpowiedzią na powszechnie oczekiwane zmiany w polskiej dydaktyce. Jednego jestem pewien, trudnym jest dla mnie godzenie różnych ról. Z jednej strony oczekuje się ode mnie doskonałych tekstów, dobrze przeprowadzonych zajęć, sprawnego kierowania szkołą, z drugiej czuję, że prywatnie przegrywam. Projekt to okazja, aby po raz kolejny przyjrzeć się moim marzeniom, wartościom i priorytetom. Zmusił, aby zastanowić się na tym, co jest dla mnie ważne. Jeżeli role, które wybieram wynikają z moich najgłębszych i w pełni uświadomionych marzeń, trudno zagrać źle. Trzeba je tylko odkryć.

piątek, 8 stycznia 2010

Radiowa Dwójka z Lang Langiem

Wracając wczoraj samochodem do domu słuchałem wywiadu z Lang Langiem. Opowiadał o swoim stosunku do muzyki Chopina. Fascynowała go jego przyjaźń do George Sand. Opowiadał o swoich wykonaniach i projektach związanych z Rokiem Chopina, o fundacji, którą założył przed kilkoma laty. Mówił o planowanych w tym roku koncertach i swoim stosunku do konkursów pianistycznych. Pianista przyznał, że koncert f-moll jest jego ulubionym koncertem. A mistrzem w interpretacji Chopina jest Artur Rubinstein. To była interesująca rozmowa z dojrzałym artystą.

Dwójka transmitowała również inauguracyjny koncert. Komentarz potwierdził moją opinię. Dziennikarz zachwycał się koncertem sugerując, że Lang Lang grał tak, jakby był przy nim Chopin i dyktował mu każdą nutę. Twierdził, że za każdym razem gra swoje koncerty inaczej. Gra tak, jakby nie chciał powtarzać tych samych zdań szukając nowych sensów i znaczeń. Kiedy słuchałem ponownie koncertu f-moll mogłem raz jeszcze doświadczyć niezwykłej emocji. Miałem za sobą już piątą godzinę jazdy i do celu została mi jeszcze godzina. Spędziłem ją w doborowym towarzystwie Lang Langa.

czwartek, 7 stycznia 2010

Inauguracja Roku Chopinowskiego z Lang Langiem

W sierpniu ubiegłego roku na zakończenie festiwalu "Chopin i jego Europa" Eldar Nebolsin zagrał dwa koncerty fortepianowe Chopina. Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Narodowej dyrygował Antoni Wit. Finałowy koncert nie zachwycił mnie zupełnie. Drugie części obu koncertów Chopina, które stanowią dla mnie sedno interpretacji, zagrane zostały bezbarwnie, bez większej emocji. Artysta zupełnie mnie nie porwał, nie porwał też publiczności To wykonanie na pewno nie było na miarę finału festiwalu.

Z ogromną więc ciekawością wyczekiwałem na wykonanie koncertu Chopina w wykonaniu Lang Langa. Znałem go jedynie z nagrań DVD i CD. Natomiast nie słyszałem wcześniej w jego wykonaniu Chopina. Dziś miałem okazję usłyszeć tego wyjątkowego artystę na żywo. Byłem w Filharmonii Narodowej na Inauguracji Roku Chopinowskiego (był Prezydent RP, Marszałek Sejmu, minister kultury i wielu wybitnych postaci zarówno życia kulturalnego, jak i polityki). Koncert był nagrywany przez TVP i reatransmitowany przez program drugi Polskiego Radia. Na początku nie byłem do końca przekonany do interpretacji Langa ani Poloneza Es-dur, ani do koncertu fortepianowego f-moll. Tak było do momenty, kiedy Lang nie zagrał jego drugiej części. Wówczas stało się coś niesamowitego, poczułem jakby artysta zjednoczył się z boską energią. Jeszcze nigdy nie słyszałem takiego wykonania Larghetta. Trzecia porwała mnie i byłem już pewien, że słucham jednego z największych artystów na świecie. Koncert był potwierdzeniem fantastycznej klasy artysty. To było wykonanie na miarę Inauguracji. W wykonaniu Lang Langa było tyle spokoju, liryzmu, delikatności, wirtuozerii,a jednocześnie ogromnej energii i przede wszystkim zrozumienia polskiej duszy. Tak, wydawałoby się, że to nie możliwe, aby chiński pianista mógł tak dobrze rozumieć charakter muzyki Chopina. Lang ma ten talent. Udowodnił to swoją interpretacją, kiedy pojawiały się echa polskich tańców ludowych. Słuchałem jak zaczarowany. Wokół mnie panowała ogromna cisza i czuć było, że publiczność została uwiedziona. Zamarła w bezruchu słuchając prawdziwego geniusza! Trudno będzie mi zapomnieć interpretację w tak znakomitym wykonaniu. Grała orkiestra pod kierunkiem Antoniego Wita, podobnie jak w sierpniu ubiegłego roku. Ta sama orkiestra, ten sam dyrygent, ale dwóch różnych wykonawców i dwa różne doświadczenia. Dla mnie dzisiejszy koncert i wieczór to wydarzenie i ogromne przeżycie. Obcowałem z wielkim artystą.

niedziela, 3 stycznia 2010

Rachmaninow, Beethoven i różni wykonawcy

Moim ulubionym ostatnio zajęciem jest słuchanie tych samych utworów w różnych wykonaniach. Porównuję interpretacje i próbuję je zrozumieć. Obecnie jest to I koncert fortepianowy C-dur Beethovena. Ostatnio słuchałem go w warszawskiej filharmonii. Pianistą i dyrygentem w jednej osobie był Philippe ENTREMONT. Nie zachwyciło mnie to wykonanie, nie poruszyło i nie wywołało emocji. Wydawało mi się, że powodem tego jest połączenie roli pianisty i dyrygenta. Byłem przekonany, że nie można jednocześnie dobrze poprowadzić orkiestry i zaangażować się w grę. Myślenie o muzykach i jednoczesne skupienie się na interpretacji nie jest możliwe. Tak tłumaczyłem ostatnie wykonanie w Warszawie.

Kiedy jednak usłyszałem ten sam koncert w wykonaniu Piotra ANDERSZEWSKIEGO z orkiestrą z Bremie nie byłem już tego tak pewien. Artysta był zarówno solistą jak i dyrygentem. Jednak nie miało to znaczenia dla jakości interpretacji. Koncert w jego wykonaniu był zupełnie inny - pełen energii, lekkości i fantazji. Słychać było, że pianista ma doskonały kontakt z orkiestrą. Znakomicie poprowadził orkiestrę i też sam znakomicie zagrał. Udało mi się wcześniej obejrzeć wspaniały film o Piotrze Anderszewskim i jego muzycznych podróżach. Na końcu zamieszczam jego fragment z nagrań I koncertu Beethovena w Bremie. Widać jak artysta przeżywa i angażuje się w grę, jak znakomicie orkiestra rozumie artystę. To był dowód, że nie musi być prawdą, że łączenie ról wpływa niekorzystnie na ostateczny efekt. Gra Piotra Anderszewskiego porywa, słucham na okrągło jego interpretacji. Szczególnie część Largo wykonana jest po mistrzowsku. Każdy dźwięk jest tutaj zagrany ze zrozumieniem, każdy ma swoje znaczenie.

Najmniej jednak wsłuchałem się w wykonanie tego samego koncertu przez Lang LANGA. To wyjątkowy artysta, który porwał nie tylko Chińczyków podczas inauguracji igrzysk olimpijskich w Pekinie. Wówczas po raz pierwszy dowiedział się o nim cały świat. Koncert Beethovena wykonuje z orkiestrą paryską. Pianista podchodzi do interpretacji w żywiołowy sposób. Jest spontaniczny i bardzo ekspresyjny. Odnoszę wrażenie, że urok Largo z II części I koncertu Beethovena - w jego interpretacji gdzieś prysł. Obiecuję sobie, że wrócę do tego nagrania jeszcze raz. Być może za mało zaangażowałem się w wysłuchanie Lang Langa.

W podobny sposób słucham wykonań koncertów fortepianowych Siergieja Rachmaninowa. Koncert II i III wysłuchałem w Filharmonii Narodowej w listopadzie. Solistą był Alexei Volodin. Wirtuoz z prawdziwie rosyjską duszą. Chyba tylko Rosjanin może rozumieć muzykę Rachmaninowa – jak mawia moja przyjaciółka. Siedziałem jak zaczarowany, słuchałem każdej frazy i zachwycałem się nastrojem, który zbudował Volodin. W samochodzie słucham tych koncertów w wykonaniu Krystiana Zimermana i Vladimira Ashkenazego. Każdy inny, choć różnice są subtelne. Interpretacja Zimermana jest moim zdaniem bardziej intelektualna, bardzo przemyślana,, ale też spokojniejsza, romantyczna. Natomiast gra Ashkenazego płynie prosto z jego duszy i serca. Jest też w jego grze pewna dojrzała nonszalancja. To pełna rozmachu i doskonała technicznie interpretacja. Trudno mi ocenić, która z propozycji bardziej mi odpowiada. Nie potrafię odpowiedzieć. Są momenty, kiedy zachwycam się wykonaniem Zimermana, wczuwam się w jego grę. Kiedy słucham Ashkenazego wówczas jemu daję się porwać.

Jedno jest pewne, że dla mnie pełne pasji pozostaje wykonanie Volodina z orkiestrą warszawskiej filharmonii pod kierunkiem Antoniego Wita. Publiczność doceniła wykonanie długą owacją na stojąco. Znakomity koncert!

sobota, 2 stycznia 2010

Lang Lang w Warszawie i nie tylko o nim

Rok 2010 ogłoszony został Rokiem Chopina. Już 7 stycznia w Filharmonii Narodowej Lang Lang koncertem fortepianowym f-moll zainauguruje jego obchody. Mam na ten koncert bilety. Kupiłem je jeszcze w listopadzie. To były już prawie ostatnie miejsca. Tym bardziej cieszę się na ten koncert i nie mogę już doczekać się interpretacji Lang Langa. Kilka lat temu kupiłem DVD, które jest zapisem z podróży Lang Langa do Chiny. Film zawiera relacje z koncertów i rewelacyjne wykonania utworów chińskich muzyków. Warto ten film obejrzeć! Niżej fragmenty, które znalazłem na YouTube.



Mówi się o Lang Langu, że czasami jest zbyt cyrkowy, że jego atutem jest młodzieńczy entuzjazm. Niebawem już będzie w Warszawie. To okazja, aby zweryfikować te opinie. Do tego czasu pozostają mi wykonania innych pianistów. Jak dotąd zachwycam się grą Ivo Pogorelicia. Jednak część druga z obu koncertów Chopina najbardziej odpowiada mi w interpretacji Rafała Blechacza. Za każdym razem słucham ich w ogromnym skupieniu i czuję, jak ulegam magii jego interpretacji. To prawdziwe mistrzostwo. Na nowo zaczynam odkrywać muzykę Chopina dla siebie. Dlatego tak bardzo czekam na wykonania innych pianistów. Już niebawem wysłucham Lang Langa. To już za kilka dni!