niedziela, 3 stycznia 2010

Rachmaninow, Beethoven i różni wykonawcy

Moim ulubionym ostatnio zajęciem jest słuchanie tych samych utworów w różnych wykonaniach. Porównuję interpretacje i próbuję je zrozumieć. Obecnie jest to I koncert fortepianowy C-dur Beethovena. Ostatnio słuchałem go w warszawskiej filharmonii. Pianistą i dyrygentem w jednej osobie był Philippe ENTREMONT. Nie zachwyciło mnie to wykonanie, nie poruszyło i nie wywołało emocji. Wydawało mi się, że powodem tego jest połączenie roli pianisty i dyrygenta. Byłem przekonany, że nie można jednocześnie dobrze poprowadzić orkiestry i zaangażować się w grę. Myślenie o muzykach i jednoczesne skupienie się na interpretacji nie jest możliwe. Tak tłumaczyłem ostatnie wykonanie w Warszawie.

Kiedy jednak usłyszałem ten sam koncert w wykonaniu Piotra ANDERSZEWSKIEGO z orkiestrą z Bremie nie byłem już tego tak pewien. Artysta był zarówno solistą jak i dyrygentem. Jednak nie miało to znaczenia dla jakości interpretacji. Koncert w jego wykonaniu był zupełnie inny - pełen energii, lekkości i fantazji. Słychać było, że pianista ma doskonały kontakt z orkiestrą. Znakomicie poprowadził orkiestrę i też sam znakomicie zagrał. Udało mi się wcześniej obejrzeć wspaniały film o Piotrze Anderszewskim i jego muzycznych podróżach. Na końcu zamieszczam jego fragment z nagrań I koncertu Beethovena w Bremie. Widać jak artysta przeżywa i angażuje się w grę, jak znakomicie orkiestra rozumie artystę. To był dowód, że nie musi być prawdą, że łączenie ról wpływa niekorzystnie na ostateczny efekt. Gra Piotra Anderszewskiego porywa, słucham na okrągło jego interpretacji. Szczególnie część Largo wykonana jest po mistrzowsku. Każdy dźwięk jest tutaj zagrany ze zrozumieniem, każdy ma swoje znaczenie.

Najmniej jednak wsłuchałem się w wykonanie tego samego koncertu przez Lang LANGA. To wyjątkowy artysta, który porwał nie tylko Chińczyków podczas inauguracji igrzysk olimpijskich w Pekinie. Wówczas po raz pierwszy dowiedział się o nim cały świat. Koncert Beethovena wykonuje z orkiestrą paryską. Pianista podchodzi do interpretacji w żywiołowy sposób. Jest spontaniczny i bardzo ekspresyjny. Odnoszę wrażenie, że urok Largo z II części I koncertu Beethovena - w jego interpretacji gdzieś prysł. Obiecuję sobie, że wrócę do tego nagrania jeszcze raz. Być może za mało zaangażowałem się w wysłuchanie Lang Langa.

W podobny sposób słucham wykonań koncertów fortepianowych Siergieja Rachmaninowa. Koncert II i III wysłuchałem w Filharmonii Narodowej w listopadzie. Solistą był Alexei Volodin. Wirtuoz z prawdziwie rosyjską duszą. Chyba tylko Rosjanin może rozumieć muzykę Rachmaninowa – jak mawia moja przyjaciółka. Siedziałem jak zaczarowany, słuchałem każdej frazy i zachwycałem się nastrojem, który zbudował Volodin. W samochodzie słucham tych koncertów w wykonaniu Krystiana Zimermana i Vladimira Ashkenazego. Każdy inny, choć różnice są subtelne. Interpretacja Zimermana jest moim zdaniem bardziej intelektualna, bardzo przemyślana,, ale też spokojniejsza, romantyczna. Natomiast gra Ashkenazego płynie prosto z jego duszy i serca. Jest też w jego grze pewna dojrzała nonszalancja. To pełna rozmachu i doskonała technicznie interpretacja. Trudno mi ocenić, która z propozycji bardziej mi odpowiada. Nie potrafię odpowiedzieć. Są momenty, kiedy zachwycam się wykonaniem Zimermana, wczuwam się w jego grę. Kiedy słucham Ashkenazego wówczas jemu daję się porwać.

Jedno jest pewne, że dla mnie pełne pasji pozostaje wykonanie Volodina z orkiestrą warszawskiej filharmonii pod kierunkiem Antoniego Wita. Publiczność doceniła wykonanie długą owacją na stojąco. Znakomity koncert!